<em>Film „Broń”</em> ugruntowuje pozycję Zacha Creggera jako współczesnego mistrza horroru


Można przewidzieć rozpad społeczności, patrząc na to, jak traktuje dzieci. Odetnij finansowanie zajęć pozalekcyjnych, zabierz obiady na wynos, płać nauczycielom głodowe pensje i oczekuj, że coraz mniej z nich będzie czynić cuda . A jednak jesteśmy zdumieni, że u co piątego dziecka w wieku od trzech do siedemnastu lat diagnozuje się zaburzenia psychiczne lub emocjonalne. Głosimy, że broń to dar od Boga, w obecności dzieci , których kolegów wypatroszył karabin AR-15 przed wuefem. Sądząc po tym, jak prowadzimy młodsze pokolenia, już jesteśmy w piekle.
Upadek dobrostanu dziecka i nasza niezdolność, jako dorosłych, do zrozumienia, jak do tego doszło, zostały zgłębione w filmie „Weapons” , oszałamiającym i zaskakującym nowym dziele grozy autorstwa scenarzysty i reżysera Zacha Creggera. Odchodząc od swojego poprzedniego dzieła, sensacyjnego „Barbarian” z 2022 roku – groteskowego filmu o potworach pogrążonego w marazmie millenialsów i ruchu #MeToo – najnowszy film Creggera zanurza się w podziemny świat amerykańskich przedmieść, gdzie zadbane trawniki skrywają sekrety skrywane w piwnicy.
Podobnie jak wielu mistrzów horroru przed nim, 44-letni Cregger z łatwością posługuje się wszystkimi typowymi konwencjami gatunku. Wykorzystuje upiorne domy, dobrze wymierzone momenty straszenia i wtargnięcie nieziemskich zjawisk w naszą codzienność, by rozważać głębsze bolączki społeczne, na które znamy rozwiązania – ale zrzucamy odpowiedzialność na siły wyższe, które mogą nie istnieć. (A co gorsza, same w sobie nie są życzliwe). Wysiłki Creggera kulminują w inteligentnym studium młodzieży nie w stanie buntu, lecz jako pionków poddanych pradawnym, drapieżnym siłom. I tak, jest to przerażające jak cholera.

Julia Garner (po prawej) gra w filmie Weapons nauczycielkę, której cała klasa, z wyjątkiem jednego ucznia, nagle znika.
Jeśli w serialu "Broń" jest jakaś ostatnia dziewczyna, to jest nią nauczycielka ze szkoły podstawowej Justine Gandy, grana przez Julię Garner, która ma w sobie coś z zadziornej Julii. Dzianinowe swetry pani Gandy i blond fryzura pixie bob zdradzają jej wewnętrzne roztrzepanie i nieokiełznaną duszę. Skłonna do sypiania z wódką i żonatymi byłymi partnerami (Alden Ehrenreich), Gandy z oddaniem poświęca się dzieciom, co wprawia w osłupienie grozę kadry szkolnej – takiej jak dyrektor Marcus, grany przez twardziela Benedicta Wonga – oraz społeczność rodziców, reprezentowaną głównie przez szorstkiego i pogrążonego w żałobie ojca zaginionego syna, Archera (Josh Brolin).
Koszmar nawiedzający to senne miasteczko to dziwaczne zjawisko związane z klasą Gandy'ego. Miesiąc przed rozpoczęciem akcji wszyscy, z wyjątkiem jednego ucznia (aktor dziecięcy Cary Christopher, grający Alexa z szeroko otwartymi oczami), wyszli z domów o 2:17 nad ranem, z rękami ugiętymi w dół, pędząc w jednym kierunku. „Nigdy więcej ich nie widziano” – głosi slogan z plakatu filmu.
Rodzice domagają się odpowiedzi. Policja nie jest w stanie im ich udzielić. Z widłami wymierzonymi w panią Gandy, która zachowuje się, jakby zawsze trzymała kluczyki do samochodu w palcach poza kadrem, Cregger stosuje strukturę fabuły w stylu Rashomona do tej podmiejskiej plątaniny dzwonków do drzwi z wi-fi i lekkiego piwa. Każda główna postać ma swoją perspektywę; żadna nie dostrzega, co trapi dzieci. Dopiero gdy przyjmiemy wzrok sięgający pasa dziecka, wspomnianego Alexa, jesteśmy w stanie pojąć horror, który się za tym kryje. Nawet wtedy to, co widzimy, jest wręcz nie do uwierzenia.
Film Creggera z łatwością balansuje między dorosłym suspensem a skandaliczną (i często przezabawną) przemocą w stylu splatterpunk, tworząc kinowe doświadczenie, które wydaje się nieco bardziej rozwinięte niż oparty na szokach Barbarian . Nie oznacza to jednak, że Weapons zachowuje powściągliwość. Rozlew krwi w Weapons jest obfity, na tyle, że aż chce się zapytać, ile skromnego budżetu przeznaczono na mopy i wiadra. (Film jest też mocno obciążony w końcówce, gdy film kończy tańczyć wokół swojego głównego zła). Jednak w porównaniu z Barbarian , Weapons wydaje się organicznie kompletny, a jednocześnie… błysk huku Barbarzyńcy nagłe zwroty akcji są większą zaletą tego filmu niż umiejętnie prowadzona fabuła.

Weapons to głośna kontynuacja poprzedniego filmu scenarzysty i reżysera Zacha Creggera, Barbarian .
Jako profesjonalny krytyk, znajduję się w tej rzadkiej sytuacji, w której nie jestem pewien, gdzie leży granica między spoilerami a prostym kontekstem. Jest wiele tematów, o których chciałbym porozmawiać, od gry aktorskiej niektórych aktorów po potworne horrory, które są źródłem grozy w filmie. Niestety, historia filmu „Broń” i jego tajemnicza kampania marketingowa są tu nie na miejscu. Prawie przyćmiewa dorobek Creggera. Prawie. „Broń” wchodzi do kin z większym szumem niż gniazdo os; była centralnym punktem zaciętej wojny licytacyjnej , która zrodziła własną miejską legendę. Jak głosi historia, Jordan Peele podobno zwolnił swojego menedżera po utracie praw do New Line. Wiarygodność tego stwierdzenia wydaje się mniej poważna niż implikacje z nim związane: skoro jeden z najwybitniejszych żyjących reżyserów horrorów się na to zgodził, to film musi być aż tak dobry. Okazuje się, że Weapons jest aż tak dobry i wystarczająco dobry, żeby mówienie o sztuce jak gadki telewizyjne ESPN wydawało się nietaktowne.
Spektakl " Broń" nie jest tym, jakie studio zapłaciło za niego, ile pieniędzy, i nie powinien nim być. To mistrzowska, a zarazem pełna gracji reżyseria Creggera, a także wyrachowane występy głównych aktorów – w tym Austina Abramsa w roli złodzieja i ćpuna, który komicznie kradnie większość drugiego aktu – powinny dać "Broń" reputację maszyny do zabijania, która ożywia to w gruncie rzeczy nudne lato pod względem horroru. Przemyślana i pełna metafor eksploracja toksycznych relacji rodzinnych, przemocy domowej i naszej przerażającej nieudolności w opiece nad dziećmi jedynie dopełnia jego lepkiej, krwawej otoczki. W końcu z dziećmi nie jest dobrze. "Broń" zakłada, że bardziej przerażająca od ich naprawy jest świadomość, że nigdy nam się to nie uda.
esquire